Ornak Okolice 5:30 startujemy.Cel nr.1- Ornak.Cel nr.2- rozruszać stawy.Cel nr.3 odpocząć psychicznie.Cel nr. 4 – he he he przygotować się na Czerwone Wierchy w PaździernikuWschód słońca wita nas w drodze gdzieś koło Makowa PodhalańskiegoPoza kilkoma mocno irytującymi problemami w drodze związanymi w duża ruchliwością drogowców pragnących poprawić stan naszych dróg…zdarzają się też utrudnienia dodatkowe…Nareszcie wkraczamy do Doliny Kościeliskiej.Szlak zielony.Wstęp 5-taka.Uczciwa cena, zwłaszcza że potem kilkukrotknie spotykamy toy-toye…..jak by ktoś był w potrzebie po porannej kawie.Rankiem dobrze utrzymane w czystości.W drodze powrotnej już nie były tak komfortowe…Kościeliska, miła i przyjemna wędrówka utwardzoną i całe szczęście że nie asfaltową drogą jaką „nieprzyjemność” miałem spotkać na początkowym odcinku Doliny Chochołowskiej.Misiek testuje nowe obuwie – Scarpa.Na razie uśmiech gości na jego twarzyDolina zaczyna się zawężaćCoraz ciekawsze formacje skalne umilają drogą do schroniska na Hali OrnakO czasu do czasu kolejni turyści.O tej porze – okolice godziny 8:45 tłoku nie ma.Nasze rozgrzewające się organizmy ochładza bryza Kościeliskiego PotokuSłoneczko zaczyna wychodzić ponad góry oświetlając kwieciste łąkiWielu pędzi byle dotrzeć na szczyt…a warto się czasem zatrzymać by zobaczyć takie miejsca.Tajemnicze.Urokliwe.Jakby malowane ręką romantycznego artysty.Droga doliną powoli zaczyna dobiegać końcaPierwszy etap wędrówki mamy za sobą.Schronisko na Hali Ornak.Z parkingu średnim tempem zajęło nam to koło 50 minut.Popijając herbatkę delektujemy się widoczkami z przed schroniskaCzas w drogę.Ze schroniska kierujemy się żółtym szlakiem do następnego etapu jakim jest Przełęcz Iwaniacka.Tu kończymy lekki spacerek szeroką drogą.Zaczyna się kamienista ścieżka.Czasami w cieniu drzew chroniących nas przed coraz bardziej palącym słońcem….…czasami w pełnym słońcu pniemy się powoli w górę.Na początku nie ma co liczyć na piękne widoki.Większość zasłania las.Szybkie spojrzenie za plecy na część otaczających nas gór.Ścieżka robi się coraz bardziej stroma, a to dopiero przedsmak tego co nas czeka.Co jakiś czas chwila na złapanie oddechu i łyk wody.W końcu w Tatrach byliśmy ostatni raz 3 lata temu…a wydaje się że to było wczorajDocieramy do przełęczy.Tutaj już spory ruch, a właściwie bezruch bo większość spotkanych turystów urządza sobie tutaj odpoczynek, po czym idzie stąd do Chochołowskiej.My jednak bez zatrzymywania się decydujemy się atakować Ornak..Przewidywany czas osiągnięcia szczytu – godzina z groszami.Ścieżka którą dotarliśmy na Iwaniacką…robię tylko szybką fotę, pakuję aparat i gonię Piotra, który już wystartował w dalszą drogę.Zaczyna się mozolna wspinaczka po coraz bardziej stromych skalnych schodach.W raz ze wzrostem wysokości nasze oczy zaczynają cieszyć się pięknem Tatr Zachodnich.Dokładniej – na wprost Czerwone Wierchy. Nazwę swoją zawdzięczają rdzawej barwie traw w okresie jesiennym.Mam cichą nadzieję że uda nam się wybrać na nie w październiku kiedy nabiorą kolorów.Obracając się do tyłu w całej okazałości możemy podziwiać Kominiarski Wierch.Dla odmiany – Piotr w morzu kosodrzewin.Wyżej i wyżej po schodach.Czerwone WierchyW końcu docieramy do wypłaszczenia.Stąd wędrówka robi się miła i przyjemna jak letni spacerek po plaży.bez słowa…po prostu stoję i napawa się widokoiemPasmo na które wchodziliśmy 3 lata temu.Od prawej – Grześ, Rakoń i Wołowiec.Najwyższy szczyt po lewej stronie to Starobociański Wierch.On nadal na nas czeka.Może w przyszłym roku.Zobaczymy.Fotka na pamiątkę i powoli idziemy dalej.Nogi mogą odetchnąć po wspinaczce.czuję się jak na deptaku w mieściePonowne spojrzenie na Czerwone Wierchy – na wprost.Według mapy wychodzi mi Ciemniak i Krzesanica.Przed nami Ornak – 1854.Spojrzenie w lewą stronę.Kocham Tatry.Po co pisać skoro można to zobaczyć a słowa i tak tego nie oddadzą.Teraz już nie chowam apartu do plecaka.Nie przeszkadza w wędrówce a mogę się wyżyć fotograficznie 🙂W okolicach Ornaku robimy postój.Czas na zasłużone śniadanie.Misiek zdejmuje buty…tragedii nie ma.Nie chodzi o zapach.Wam zawsze dziwne myśli po głowie…Musi dołożyć wkładkę do jednego buta.Trochę dał mu się we znaki.Ale to jeden z celów wyprawy.Przetestować buty.Ja w tym czasie pastwię się nad aparatem i cykam fotki.Po lewej stronie takie rumowisko skalne – to Siwe Skały.Za nimi Błyszcz – 2158 Daleko za nim Bystra.To już na Słowacji.Tam kieruje się inna ekipa fajnych ludzi którą spotkaliśmy po drodze.Życzymy im powodzenia w dalszej wędrówce.PO środku przełęcz Liliowy Karb, a ten wysoki szczyt po prawej to Starobociański.Dotarcie tutaj z przełęczy zajęło nam z 1.30 godz,.Po godzinnym leniuchowaniu pędzimy na dól..Wracamy tym samym szlakiem…..…by w połowę tego czasu co wychodziliśmy znaleść się z powrotem na Iwaniackiej Przełęczy.Z Iwaniackiej droga zaczyna się ciągnąć.Po dotarciu do schroniska pędzimy dalej.Okolice 14 i ogromne tłumy ludzi.Uciekamy od zgiełku.W między czasie decyzja by obejrzeć jeszcze Smreczyński Staw.Droga stosunkowo prosta.Dla byle cepra.Morskie oko w miniaturze.Niestety też oblegane.Krótka posiadówa i jak zwykle nudna i ciągnąca się droga na parking.Cała wyprawa zajęła nam 8 godzin.Polecam każdemu nawet bez kondycji.Pomimo i troszkę trudu trzeba włożyć w podejście na Ornak to warto.Trasa nie jest aż tak wymagająca i nawet w razie problemów z nogami mamy dość czasu na powrót.Na dziś tyle.Zapraszam na następny reportaż.